Wyobraź sobie malutki resort, idealnie wkomponowany pomiędzy wulkanicznymi klifami, oferujący domki z widokiem na morze oraz wypoczynek na bialutkim piasku, w jednej z zatoczek. Gdy dotarliśmy na miejsce, byliśmy zachwyceni i oczarowani.
Wielokrotnie spotkałam się porównaniem, że wyspa Bohol to Filipiny w pigułce. Przyznaję, wyspa ma bardzo wiele do zaoferowania. Znajdziesz tu rajskie plaże, miejsca do nurkowania, snorkelingu, zobaczysz góry, o kształcie jedynym w swoim rodzaju. Popływasz tu w jaskiniach, zjedziesz na tyrolce (atrakcja dla odważnych), zobaczysz wyjątkowe zwierzęta.
Najsłynniejsza wyspa Filipin jest naprawdę niewielka, ma zaledwie 7 kilometrów długości i 1 kilometr szerokości i jest idealnym miejscem do uprawiania najróżniejszych sportów wodnych. Boracay „kusi” wielu turystów. Od wielu lat plaże tej wyspy są w czołówce wielu rankingów, organizowanych przez magazyny podróżnicze, prezentujące najpiękniejsze plaże na świecie.
Bantayan to niezwykłe miejsce. Wyspa należy do tych jeszcze nie skażonych masową turystyką. Nie jest zabudowana przez wielkie hotele, czy sieci handlowe. Znajdziesz tu ciszę i spokój, puste piaszczyste plaże, drogi nie zawsze najlepszej jakości oraz niesamowitą przyrodę.
Filipiny to ponad 7 tysięcy wysp i nawet mając do dyspozycji ponad 3 tygodnie wakacji, nie jest możliwym, aby zobaczyć wszystko to, co początkowo było w moich planach.
Niejednokrotnie przeglądałam zdjęcia filipińskich plaż, wzdychając do lazurowego błękitu wody. Wyjazd był w planach, jednak wiele razy przekładany. Powodów było wiele. Dodatkowo ceny biletów w okresie świąteczno-noworocznym zawsze były, jak dla mnie, zwyczajnie zbyt wysokie. Tym to właśnie sposobem Filipiny wciąż pozostawały w sferze moich marzeń, planów i westchnień.