Prawie zrezygnowaliśmy z podróży na Bohol, z uwagi na brak ciekawego miejsca, gdzie moglibyśmy się zatrzymać. Jednego byliśmy pewni, po 6 dniach spędzonych na Boracay, chcemy, aby było spokojnie. Miało to być nasze ostatnie miejsce pobytu na Filipinach i marzyliśmy o miejscu daleko od zgiełku. Niestety Panglao nie oferowało nam tego. Już mieliśmy zmienić plany i zrezygnować z pobytu na Bohol, gdy na portalu Tripadvisor zobaczyłam hotel East Coast West Resort. Niezwykle klimatyczne miejsce, dosłownie na końcu świata, które na zdjęciach wyglądało bardzo bajecznie. Wyobraź sobie malutki resort, idealnie wkomponowany pomiędzy wulkanicznymi klifami, oferujący domki z widokiem na morze oraz wypoczynek na bialutkim piasku, w jednej z zatoczek. Gdy dotarliśmy na miejsce, byliśmy zachwyceni i oczarowani. Po nieustającym zgiełku, który nas otaczał na Boracay, to miejsce było jak balsam dla duszy. Nie zdarza się często, ale to miejsce w rzeczywistości wygląda lepiej niż na zdjęciach.
Przez całe sześć dni delektowaliśmy się widokami, spokojem i wyjątkowo pomocną obsługą o co na Filipinach nie jest łatwo.
Resort oferuje wszystko, co niezbędne, aby odpoczynek można było zaliczyć do udanych. Jest całkiem niezła restauracja, kilka basenów, idealnie skomponowanych z otaczającą przyrodą, małe plaże w zatoczkach i idealnie spokojne morze. Na miejscu można wypożyczyć skuter, aby zwiedzić okolice, ponadto na terenie ośrodka jest też jaskinia, w której można się kąpać. Teren ośrodka jest naprawdę duży i przebywając tutaj ma się wrażenie przestrzeni. Ogromny plus dla architekta, który projektował to miejsce, bo zamiast wyrównać teren i postawić coś standardowego, wkomponował między skały liczne tarasy, schodki, domki. Będąc w tym miejscu możesz odnieść wrażenie, że ośrodek powstał i funkcjonuje w pewnej symbiozie z otaczającą przyrodą.
Jest to jedyny ośrodek w okolicy, wokół żadnych turystów.
Najbliższe miasteczko to Bacong, oddalone jest o niecałe 5 kilometrów. Można w nim kupić wszystkie niezbędne rzeczy. W Bacong jest też plaża i kilka malutkich hosteli o bardzo podstawowym standardzie. Na plaży czas wolny spędzają głównie autochtoni, turystów widzieliśmy dosłownie kilku.
To miejsce jest jeszcze nieskażone masową turystyką, nie ma sprzedawców na plaży. Jak dla mnie to numer jeden na Filipinach. Naprawdę chętnie bym tak kiedyś wróciła. Jeśli szukasz spokoju i wytchnienia to miejsce idealne dla Ciebie.